czwartek, 2 maja 2013

Marco w krainie baśni. (miniaturka)


Marco w krainie baśni. (miniaturka)

Przestań płakać, rozmazałaś rzęsy, *
co z tobą, co z nami? Gdzie ty masz stanik? Z kim się na boku pieprzysz?
Pewnie jeździ lepszym autem, ten skurwysyn,
 Znajdę go, zabiję, zakopię w lesie, zabiorę kwit.

- Gdzie byłaś?! - rzucił w stronę stojącej w drzwiach blondynki, która bardzo starała się go wyminąć i wejść do mieszkania. Pozwolił jej zrobić kilka kroków, tylko po to, by mogła zatrzasnąć za sobą drzwi. Jeszcze tego brakowało, żeby sąsiedzi mogli przysłuchiwać się ich kłótni.
- Odpowiedz. - rozkazał przez zaciśnięte zęby. Jak długo będzie się z nim jeszcze tak bawić? Dobrze wiedział, że go zdradza. Chciał tylko żeby się przyznała, nic więcej.
- U niego byłaś, przyznaj. Przyznaj to, mała dziwko! - krzyknął, drwiąc sobie z dziewczyny. Jego dziewczyny. Już przestał jej wybaczać, stracił do niej resztki szacunku. Resztki miłości wyparowywały z każdym wieczorem, który zamiast z nim, spędzała w ramionach innego.
- Marco, ja cię kocham… - powiedziała płaczliwym tonem, patrząc na niego oczami pełnymi łez. Żałuje? Teraz już za późno. Już przestał wierzyć. Za długo był głupcem. Dał zabrać sobie cztery lata życia. Długo byli ze sobą szczęśliwi. Carolin była jego pierwszą miłością. Przypominali parę ze ślicznego obrazka, dwójka ludzi dążących razem do jakiegoś celu, darzących się wzajemnie niegraniczoną miłością. Kiedy dowiedział się, że obrazek istnieje tylko w jego głowie? Zobaczył ich razem już ponad rok temu. Zignorował to, uwierzył, że to “tylko przyjaciel”. Ale potem ona zaczęła znikać. Mijali się w drzwiach kiedy wracał z treningów i tyle ją widział. Ah, nie zapomnimy o oficjalnych imprezach, gdzie pozowała dumnie u jego boku, łaknąc blasku fleszy, niczym powietrza. Dzisiaj już koniec, już nie obchodzą go, jej słowa, jej zapewnienia miłości. Nie będzie się więcej zastanawiał, co jest prawdą a co nie. Odciągał ten moment wystarczająco długo, żyjąc przyzwyczajony do powoli krwawiącego serca. Bał się, że jeśli… jeśli pozwoli mu się złamać to będzie koniec. Ale ile można żyć w stworzonej z nadziei mydlanej bańce, która prędzej czy później i tak by pękła?

Przypominam sobie, jak lubiłem się Ciebie domyślać.**
Ta iskra chyba znikła, magia prysła dzisiaj. 

- Wynoś się - nakazał zimno. - Wyjdź z mojego mieszkania, z mojego życia i nie wracaj. SŁYSZYSZ? - krzyknął, widząc jak dziewczyna patrzy na niego zdezorientowana i nie rusza się nawet o milimetr. Po jej policzkach płynęły łzy. Tak, straciła go. Nie wzruszyły go, wiedział, że to tylko gra. Ile razy dał się już nabrać?
- Powinnaś zostać aktorką, Böhs - pomyślał, ale zostawił to spostrzeżenie dla siebie. Był tak cholernie wściekły. Oszukany. Zraniony.
- Nigdy kurwa więcej, Reus. Nigdy więcej miłości. - jak zwykle mądrzejsza po fakcie podświadomość dała o sobie znać. Idź to diabła!
Nigdy nie pomyślałby, że byłby w stanie tak obcesowo potraktować kobietę. Naprawdę. A jednak mimo wszystko wyszedł z salonu a dziewczyna podreptała grzecznie za nim, jak wierny piesek za swoim panem. Uśmiechnął się złośliwie do sobie. Tak go nie przekupi. Seks z nią byłby jak recykling. Ponowne użycie zużytego przez kogoś… plastiku. Z drugiej strony mógłby się nią pobawić a potem wyrzucić jak nie nadającego się do niczego śmiecia. Zero recyklingu.
Zamiast tego, wyciągną z pod łóżka jej walizkę, tą samą w którą pakowała swoje seksowne ciuszki, kiedy jeszcze kilka miesięcy temu wybierali się razem do Paryża. Wtedy jeszcze na coś liczył. Teraz Carolin Böhns to ktoś, kogo chciał jedynie zapomnieć. Jak w transie wrzucał ubrania dziewczyny do podróżnego pojemnika, nie zwracając tak naprawdę uwagi na to, co trzyma w rękach. Kiedy rzeczy przestały się mieścić, jednym szarpnięciem zamknął walizkę, która półtorej minuty później stała na klatce schodowej, czekając na swoją właścicielkę. Blondynka nie wypowiedziała już ani słowa.
- Żegnam - rzucił Marco, dając jej do zrozumienia że to już koniec, że nie wywalczy u niego już nic pozytywnego.
- Będziesz tego żałował - syknęła na odchodne. Nie brzmiało to ani trochę przekonywująco. Odchodząc, starała się wyglądać dumnie, ale rozmazany makijaż i to, że właśnie została pozbawiona resztek honoru, skutecznie jej to utrudniały.

~*~
- To jakiś żart, tak? Na kogo ci ja wyglądam? - zapytał retorycznie Marco, patrząc na swoich kolegów z drużyny. Zarówno Mats, Robert jaki i Mario, wydawali się jednak mówić całkiem poważnie.
- Byśmy sami poszli, ale wiesz… my mamy dziewczyny. - Oj, panie Hummels, to nie zabrzmiało dobrze.
- Sam bym poszedł na prawdę, ale Anka by mnie chyba zabiła - starał się poprawić sytuację Lewandowski.
- Zrób to no, dla dzieciaków! - dorzucił.
- Sugerujesz, że dzieci z domu dziecka wymagają ode mnie sprzedania się na aukcji? - ironizował dalej Reus, nie wierząc w pomysły swoich przyjaciół. Kpią sobie, jak nic. Dopiero wyrzucił swoją dziewczynę za drzwi, a oni chcą żeby na randki chodził. Na dodatek nie wiadomo z kim.
- Na pewno wygra jakaś miła, młoda dziewczyna z którą spędzisz miłe popołudnie. Nie musisz z nią do razu iść do łóżka, jezu Reusy, nie daj się prosić no. - zajęczał Mario.
- Jak wygra jakiś pięćdziesięcioletni, stary baleron, to kurwa sam pójdziesz - warknął blondyn w stronę Götze, co w jego ustach oznaczało jedynie zgodę.

~*~
Jakim cudem dałem się przekonać na ten cały cyrk - pomyślał Marco, rozglądając się po średniej wielkości sali konferencyjnej, urządzonej (o zgrozo!) w motywie zebry. Robertowi by się spodobało.
Ubrany w idealnie skrojony garnitur wodził znudzonym wzrokiem po krzątających się jak w ukropie dziennikarzach, chcących uchwycić jak najlepsze ujęcia, oraz po biegających w tą i z powrotem organizatorach, którzy starali się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Siedząc na wysokim stoliku barowym, ustawionym na białym podeście miał idealny widok na całe zamieszanie. Największą uwagę skupił jednak na zbierających się i sadowiących na biało-czarnych fotelach, uczestnikach aukcji. Szukał kogoś, komu w razie czego mógłby wysyłać telepatyczne sygnały z wiadomością “Kup mnie!”.
Okazało się, że był jedyną wystawioną do kupna “randką”, resztę stanowiły wartościowe przedmioty, takie jak obrazy, czy koszulki podpisane przez jego kolegów z Borussi, które zresztą, sam musiał tu przynieść. Cały jego pech - w kolejce do “sprzedaży”, stał na samym końcu.

~*~
Po godzinie siedzenia na barowym stołku, zaczynał powoli się nudzić. Od głosu prowadzącego aukcji, który raz po raz wykrzykiwał numerki, powtarzał: “Po raz pierwszy, drugi… sprzedane!”,  i potwierdzał wymienione kwoty, rozbolała go już głowa. Widząc jednak, że nadeszła jego kolej rozejrzał się jeszcze raz po sali. Powstrzymał cisnące się na usta ziewnięcie i zmusił się do uśmiechu. Tak lepiej. “Bądź ładna, proszę” - powtarzał w myślach. Patrzył z niepokojem na przekrzykujące się w ofertach, a jakżeby inaczej - kobiety. Nagle jednak padła dużo wyższa od pozostałych oferta i do tej pory walczącym paniom, opadły szczęki i przestały brać udział w “walce”, a Marco spojrzał z przerażeniem w stronę autora oferty. Był nim siwiejący powoli, wyglądający na biznesmena, mężczyzna koło pięćdziesiątki, na którego Reus wcześniej nie zwrócił uwagi.
O cholera. Blondyn przełknął głośno ślinę i zrobił dobrą minę do złej gry. A jak to jakiś podstarzały pedofil? Ale żeby tak na aukcji na rzecz dzieci…
Jedna z zatrudnionych hostess podeszła do niego i z gracją zaprowadziła do tymczasowego “właściciela”. To tylko kilka godzin - pocieszał się, poprawiając nerwowo krawat. Tak naprawdę miał ochotę uciec gdzie pieprz rośnie, ale blaski fleszy i kilkunastu śledzących go dziennikarzy, skutecznie utrudniały mu wprowadzenie tego planu w życie. Przywitał się więc sztywno ze starszym mężczyzną i wyszedł za nim z budynku. Podeszli do stojącej nieopodal limuzyny, a siwowłosy otworzył przed nim drzwi. Niczym posłuszny chłopiec wsiadł do auta, nie zadając pytań.
- Bawcie się dobrze! - rzucił biznesman z uśmiechem, zatrzaskując drzwiczki. Samochód ruszył.
~*~
- Cześć - usłyszał nieśmiały głos po swojej prawej. Odwrócił się powoli, bojąc się tego co może zobaczyć. Gdyby teraz stał, z pewnością by się przewrócił. Obok niego siedziała najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widział. Skojarzyła mu się z Królewną Śnieżką, wyglądała jak prawdziwe wcielenie bajkowej postaci. Czarne, hebanowe włosy opadały jej falami na ramiona i dalej spływały kaskadami po plecach, a wielkie niebieskie oczy obserwowały go uważnie. Na bladej twarzy widoczne były rumieńca, jakby czymś się właśnie zawstydziła. Sukienkę i buty też miała godne księżniczki, w odcieniu głębokiej czerni, z lekko połyskującymi elementami wyglądała nie tylko elegancko, ale i bardzo seksownie.
Może trafiłeś do własnej bajki, Marco?
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć… - powiedziała dziewczyna cichutkim, nieśmiałym głosem. Jestem Melanie. - wyciągnęła do niego rękę, a zielonooki ujął ją delikatnie, jakby bał się, że jest tylko wytworem jego wyobraźni i zaraz zniknie.
- Marco - wychrypiał. Tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
- Wiem - uśmiechnęła się rozbrajająco, ukazując rządek równiutkich, białych zębów.
Jak tak śliczna dziewczyna może być tak nieśmiała?

~*~
Marco spędził właśnie najmilszy wieczór w swoim życiu, z najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Nieśmiały Reus napotkał na swojej drodze, jeszcze bardziej nieśmiałą osóbkę. Mimo to na zakończenie wieczoru pocałował czarnowłosą piękność w policzek i powiedział:
- Następnym razem po prostu zadzwoń. Od kiedy on robi coś takiego na pierwszej randce? Marco Reus chyba naprawdę się zakochał.

____________

* O.S.T.R - Ona czy ja?
** Pezet - Niedopowiedzenia.

I jak? :)